Pan Jerzy Lisiecki, Powstaniec Warszawski, syn właściciela jedynej w przedwojennej Polsce fabryki lamp rentgenowskich „Rurix” przekazuje lampy rentgenowskie do naszego muzeum (10 lipca 2012 r.)
W Muzeum Politechniki Opolskiej i lamp rentgenowskich znajdują się m. in. cztery lampy rentgenowskie polskiej produkcji. Trzy z nich, to lampy do tzw. fluorescencji rentgenowskiej, czyli po prostu nieniszczącej metody analizy składu chemicznego, wykonane w latach 80. ubiegłego wieku przez Warszawską Fabrykę Lamp „Unitra-Lamina” w Piasecznie k/Warszawy na zlecenie Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie.
Czwarta lampa, to tzw. igła fotonowa do naświetlań raka sutka wykonana przez Instytut Problemów Jądrowych w Świerku k/Warszawy. Historia odnotowuje także inne próby wykonania lamp rentgenowskich m. in. do dyfrakcji, ale tych lamp nie udało się pozyskać dla naszego muzeum. Wszystkie wykonane zostały jednakże w pojedynczych egzemplarzach (prototypy), ponieważ w Polsce nigdy nie funkcjonowała fabryka lamp rentgenowskich, w przeciwieństwie do wytwórców medycznej aparatury rentgenowskiej, w szczególności w latach przed II wojną światową, których było wielu. Po prostu lampy rentgenowskie były importowane głównie z firm zachodnich: „Philips” z Holandii, „Siemens” z Niemiec i „Westinghouse” ze Stanów Zjednoczonych.
Okazuje się jednak, że ta informacja nie do końca jest prawdą. Otóż w obszernej monografii pt.: „Historia Polskiej Radiologii na tle radiologii światowej” wydanej pod kierunkiem krajowego konsultanta w dziedzinie radiologii medycznej, znanego specjalisty prof. Stanisława Leszczyńskiego, znajduje się m. in. następujące stwierdzenie: Pierwszą opartą wyłącznie na kapitale polskim, większą fabrykę lamp rentgenowskich o nazwie „Rurix” założono w Warszawie dopiero w 1934 roku. Fabryka ta produkowała różne rodzaje lamp rentgenowskich diagnostycznych, szklanych i samoochronnych z ogniskami kreskowymi1 1/2, 2, 3, 6 i 10 kV z chłodzeniem wodnym lub żeberkowym. Wytwarzano również lampy do terapii. Lamp tych używano np. w Zakładzie Radiologii prowadzonym przez doc. Witolda Zawadowskiego w Szpitalu Ujazdowskim, w Instytucie Radowym im. Marii Skłodowskiej-Curie i w Szpitalu na Czystem w Warszawie oraz wielu gabinetach prywatnych.
Aby dotrzeć do szczegółowych informacji na temat tej fabryki pierwsze kroki skierowałem do prof. Leszczyńskiego. Niestety, dowiedziałem się od niego, że informacje o firmie „Rurix” on sam uzyskał ustnie od nieżyjącego już doc. Zawadowskiego, z którym przez lata współpracował. Żadnych dokumentów, ani tym bardziej lamp z tej firmy nie posiada. I na tym poszukiwania się skończyły. Aż do momentu, kiedy w internecie natrafiłem na artykuł o znanym powstańcu warszawskim – Jerzym Lisieckim - żołnierzu dwóch powstańczych batalionów „Ruczaj” i „Harnaś”, posługującym się pseudonimami „2422” oraz „Jerzy II”. Wspomina on ze swojego dzieciństwa, iż jego ojciec Zygmunt Lisiecki założył przed wojną fabrykę lamp rentgenowskich „Rurix”. Z artykułu wynikało, że sam Jerzy Lisiecki aktualnie miałby 89 lat i nie wiadomo czy żyje. Ale udało mi się poprzez autora artykułu dowiedzieć się, że Jerzy Lisiecki żyje i otrzymać jego numer telefonu. Szybko nawiązałem z nim kontakt i poprosiłem o spotkanie. Pan Lisiecki mieszkający w Kobyłce koło Warszawy zaproponował na miejsce spotkania Muzeum Powstania Warszawskiego. 19 marca tego roku spotkałem się z panem Lisieckim, który z Kobyłki pociągiem a następnie autobusem dotarł do Muzeum. Pomimo swojego podeszłego wieku, ten sympatyczny, żwawy Pan, opowiadał mi najpierw dużo na temat swojego udziału w Powstaniu Warszawskim, po czym odpowiadał na moje pytania dotyczące fabryki jego ojca. Stwierdził jednakże, że był wówczas młody i niezbyt interesowało go, czym zajmował się jego ojciec. Niemniej, pamiętał wiele faktów, m. in. to, że ojciec, który skończył studia techniczne w Berlinie podczas pierwszej wojny światowej obsługiwał aparaty rentgenowskie w szpitalach, że założona przez ojca w 1934 r. firma mieściła się przy ul. Aleje Jerozolimskie 117 oraz że ojciec współpracował z prof. Januszem Groszkowskim, specjalistą od techniki próżniowej, późniejszym prezesem Polskiej Akademii Nauk. Ojciec często wyjeżdżał w sprawach zawodowych do Holandii do Philipsa. Pan Jerzy Lisiecki wspomina także o kłopotach jakie miała firma jego ojca. Oczywiście nie był on wtajemniczany w te sprawy, ale kojarzy to z działaniem konkurencji – ojciec miał rzekomo narzekać na złej jakości materiały dostarczane mu do produkcji lamp, co zaważyło na licznych niepowodzeniach. W końcu tuż przed wybuchem II wojny światowej firma „Rurix” ogłosiła swoją upadłość.
Kiedy rozmowa dobiegła końca, pan Jerzy wspomniał, że posiada jeszcze wiele lamp rentgenowskich po ojcu. Zaznaczył wszakże, że nie są to lampy z jego fabryki, ale lampy przedwojenne różnych producentów, jako że ojciec zarówno podczas wojny jak i po wojnie zajmował się uruchamianiem i serwisowaniem aparatów rentgenowskich, najpierw w Warszawie, a potem w Gdańsku. Jakież było moje zdziwienie i radość gdy na propozycję przekazania cennych pamiątek po ojcu do naszego muzeum zgodził się chętnie. Natychmiast rozpocząłem przygotowania do transportu lamp do Opola. Jak zwykle zamierzałem skorzystać z życzliwości któregoś z sympatyków naszego muzeum mieszkających w pobliżu darczyńcy i jemu powierzyć odbiór pamiątek, które dopiero przy jakiejś okazji trafić miały do celu. Jednak pan Lisiecki dał do zrozumienia, że są to dla niego zbyt cenne pamiątki, aby mógł ot tak, przekazać je jakiemuś obcemu dla niego „kurierowi”. Postanowiłem zatem, że osobiście wybiorę się do Kobyłki po odbiór lamp. 10 lipca udałem się w podróż mając przy sobie specjalne podziękowanie dla Pana Jerzego Lisieckiego, syna Zygmunta Lisieckiego, jedynego w Polsce wytwórcy lamp rentgenowskich, podpisane przez rektora, prof. Jerzego Skubisa. W drodze z Warszawy do Kobyłki towarzyszył mi współtwórca naszej kolekcji, ofiarodawca pierwszych lamp rentgenowskich i darczyńca, właściciel firmy NDT-System – Sławomir Jóźwiak.
Państwo Lisiecy przyjęli nas bardzo gościnnie, w salonie przy stole nakrytym białym obrusem, o którym kilka razy przypominał żonie pan Jerzy. Oczywiście spotkanie przy kawie i cieście rozpoczęła długa rozmowa na temat Powstania Warszawskiego, ilustrowana wieloma dokumentami, a dopiero potem udaliśmy się do nieco odległego od domu garażu, gdzie pan Jerzy przechowuje lampy rentgenowskie odziedziczone po ojcu.
Widok tylu starych lamp podniósł mi ciśnienie, bowiem wśród nich zauważyłem lampy już dawno nieistniejącej i mało komu obecnie znanej szwedzkiej firmy ze Sztokholmu „Schönander”, w tym również kenotrony tej firmy. W zbiorze były ponadto lampy firmy Compagnie Generale de Radiologie z Paryża oraz z firmy Siemens. Kolega Sławomir Jóźwiak w ciszy pstrykał tylko kolejne zdjęcia. Wreszcie nadszedł moment oficjalnego przekazania lamp i wręczenia panu Jerzemu podziękowań od rektora Politechniki Opolskiej; o swojej wdzięczności dla darczyńcy nie muszę chyba nikogo zapewniać. Pakowanie delikatnych szklanych eksponatów do długiej podróży zajęło nam niecałe dwie godziny. Na pożegnanie pani Lisiecka zrobiła nam wspólne zdjęcie. Wkrótce niezwykle cenne eksponaty staną w gablotach muzeum wraz z informacją o ich niezwykłym darczyńcy.
Grzegorz Jezierski